Co łączy konie, zabytkową plebanię i sztuki walki?

W pięknych okolicznościach przyrody, w otoczeniu łąk i delikatnie głaskanych wiatrem łanów zboża… ale nie, zacznijmy od tego, że nawet najstarsi Indianie nie spodziewali się takiej pogody. Wybierałam się właśnie na letni obóz w Nagawkach, organizowany przez Łódzką Szkołę Tai Chi. Spakowałam absolutne minimum ciepłych ubrań (czyt. jedną bluzę i parę krytych butów na głowę) w przeświadczeniu, że instruktorzy i tak będą ze mnie wyciskać siódme poty w słońcu i żarze. Oczywiście, nie sprawdziłam pogody,  bo przecież mamy lipiec! Lato w pełni murowane. Pewnie dam radę na zajęciach z masażem i chi kung, ale szablą to się będę co najwyżej wachlować.

Tak sobie myślałam.

A tu tymczasem pogoda wrześniowa, temperatura średnia 17 stopni, czasami deszcz. Raz nawet burza.

I wiecie co? Jejku, ale było super!

????????????????????????????????????

Dworek ( z lewej)  i murowana stajnia


Stajnia – wejście dla gości mieszkających na piętrze.

Radek Węglarz, dyrektor Łódzkiej Szkoły Tai Chi, wypatrzył skansen w Nagawkach kilka lat temu. Miejsce nie dość, że znajduje się w spokojnej wsi, to jeszcze nie trzeba do niego jechać na drugi kraniec Polski – droga z Warszawy zajmuje około godziny.

A na miejscu czeka cały kompleks wypoczynkowy: zabytkowa neogotycka plebania Lipka, dworek z Grodziska – pierwszy budynek w skansenie, od którego wszystko się zaczęło – drewniana karczma.

????????????????????????????????????

Plebania – wejście z boku

Można też wynająć pokoje w murowanej stajni, która jest jednym z niewielu nowych budynków zbudowanych na podstawie rycin, nie jest zabytkiem. W podobny sposób została odtworzona leśniczówka.

 

We wszystkich tych miejscach znajdują się pokoje dla gości. Do tego mieliśmy do dyspozycji baseny, wybieg dla koni (i kucyków), amfiteatr pod otwartym niebem, wypożyczalnię rowerów.

Natomiast  popołudnia mogliśmy leniwie spędzić przy pysznej kawie i domowych wypiekach w uroczej kawiarni mieszczącej się w starej brzezińskiej chacie.

????????????????????????????????????

Dworek od frontu

Zajęcia odbywały się w dwóch przestronnych, wygodnych salach – jednej, dedykowanej sportom, oraz w drugiej weselnej, ale równie dużej. Tak więc deszcze niespokojne nie były nam straszne.

Jak widać z powyższego opisu i zdjęć – skansen w Nagawkach to miejsce nietuzinkowe. Aż dziw, że o nim do tej pory nie słyszałam.

  • Trening szabli w sali weselnej

 

No dobrze, opamiętajmy się. Nie przyjechałam tutaj podziwiać widoki, tylko trenować.

Pora przedstawić głównych oprawców… to znaczy, bohaterów obozu, trzech instruktorów tai chi: Radka Węglarza, Mariusza Sroczyńskiego oraz Piotra Ziembę.

Ponieważ uważam, że szabla to najpiękniejsza broń biała ever, z miejsca obstawiłam wszystkie zajęcia jej poświęcone (prowadzone przez Piotra). Wprawdzie znam formę szabli tai chi stylu Yang, ale na obozie Piotr Ziemba uczył nas formy opracowanej przez Yang Lu Chana na potrzeby wojska. Jest, jak się okazało, krótka, bo wykonanie całości zajmuje nieco ponad 3 minuty, ale za to wypakowana technikami po brzegi! Zwroty, obroty, wyskoki, lewo, prawo, naprawdę sporo tego było. No i nie wspomnę o formie na dwie szable, którą wykonał na pokazie Piotr, a która powaliła mnie na kolana i muszę ją umieć, teraz zaraz. No właśnie, czyli na urodziny powinnam dostać dwie szable (kocham moich przyjaciół, którzy skrzętnie notują sobie wszelkie moje uwagi i podpowiedzi odnośnie tego, jak mnie uszczęśliwić :-D).

????????????????????????????????????

Młoda Dama podczas treningu.


????????????????????????????????????

W ciepłe dni treningi odbywały się pod otwartym niebem.

Z innych zajęć, udało mi się wziąć udział w nauce masażu: shiatsu, który jest dla mnie kosmosem, bo jest prosty i trudny jednocześnie, oraz klasycznym. Shiatsu uczył nas Stefan Poprawa, który przyjechał do Nagawek na parę dni. Jednego wieczoru uraczył nas koncertem na cztery flety (grał na wszystkich jednocześnie, serio!) oraz fascynującym wykładem na temat makrobiotyki. O Stefanie można by długo opowiadać, ale ja powiem jedno – chciałabym taka być w jego wieku. Czyli po pierwsze wyglądać dwadzieścia lat młodziej, a po drugie, na każdym kroku zarażać ludzi optymizmem (znam masę ludzi dwukrotnie od niego młodszych, ale bardzo starych duchem).

Ale plan kupna Harleya na 60-te urodziny i rozbijania się nim po polskich highwayach też jest aktualny!

????????????????????????????????????

Podglądałam trenujących przez szybkę. Trzeba kontrolować męża, dyskretnie, ale jednak…

Poza szablą i masażami zajęcia obejmowały szeroko rozumianą tematykę tai chi: doskonalenie formy, chi kung, zastosowania bojowe, pchające dłonie, peng lu ji an oraz kij tai chi, na który chodził mój Luby (w każdym razie tak twierdził, wychodząc z pokoju i zostawiając mi i Młodej Damie szerokie pole do domysłów).

Rozciąganie z szablą. Tj. tutaj kijem, który udaje szablę!

Człowiek chciałby być wszędzie na raz, ale nie zawsze można – z części zajęć musiałam zrezygnować. Zamiast tego robiłam sobie indywidualne treningi obok placu zabaw, na którym szalała Młoda. Udało mi się za to wyciągnąć ile się da z peng lu ji an (zapętlona sekwencja pchnięć, która, jeśli ktoś za długo robi ją w jedną stronę, działa hipnotyzująco 😉 oraz zastosowań bojowych.

Słowo o zastosowaniach – jest to nic innego jak nauka wykorzystania ruchów z formy (tej samej, którą wykonywałam podczas pokazu) w realnej walce. Po kilku latach szlifowania układu nagle okazuje się, że tak, stopa ustawiona pod kątem 45 stopni podczas „małego zawinięcia” ma sens, bo inaczej nie damy rady obrócić się w biodrach przy przekierowaniu ciosu. Coś się jednak w moim postrzeganiu zmieniło. Z tego, co mieliśmy na obozie, najbardziej podobało mi się wykorzystanie najprostszych ruchów. Kiedyś efektowne kilkusekundowe zakładanie dźwigni na trzy stawy, z jednoczesnym obrotem wokół własnej osi robiło na mnie wrażenie – czułam się jak w filmie, to było takie cool. Z czasem jednak zaczęłam doceniać skuteczność tkwiącą w prostocie. Szybkość wynikającą z bezruchu. Siłę tkwiącą w pustce…

Ale może zanim całkowicie odpłynę, wrócę do wspomnień z Nagawek.

Pisałam sporo o budynkach, ale zapomniałam wspomnieć, że plebania kryła w sobie wiele zaskakujących miejsc – tam, gdzie kiedyś znajdował się kościół, dziś jest sala kinowo-teatralna. Korzystaliśmy z niej jak z kina i sali wykładowej. Było to też doskonałe miejsce na pokaz.


A skoro o tym mowa, to na pokazie miałam możliwość wykonać pierwszą część formy z uczniami Łódzkiej Szkoły.

 

A teraz uwaga, coś czego nigdy nie robię, ale nie mogłam się powstrzymać – zdjęcia zwierzaków. Żeby nie było, że stajnia jest stajnią tylko z nazwy. Na parterze urzędowało kilka koni, kucyki i krowa…

  • Konie ze stajnią w tle
  • Piękny kasztanek.

 

…oraz niepoliczalna liczba kociaków, poniżej przedstawiciel populacji:

Kocię w sianie. Młoda Dama była przeszczęśliwa. Koty były przerażone.

Niezbyt wysoka temperatura sprzyjała treningom – właściwie brakowało mi upału tylko w te chwile, gdy mijałam baseny… Nie wspomnę już o Młodej Damie, której ulubioną rozrywką było rozchlapywanie wody łapką.

Ale jak nie da rady do basenu, to pozostawaje SPA – urządzone w formie małej zagrody, z kilkoma chatkami, które zawierały łaźnie, grotę solną i przebieralnie.

Widok na łaźnię i grotę solną.

Obóz trwał tydzień, ale, jak to zwykle bywa przy dobrej i intensywnej zabawie, zanim się obejrzeliśmy, trzeba było pakować się i  wracać.

Teraz przygotowuję się do kolejnego obozu (tzn. w przyszłym tygodniu pedicure i może jeszcze zdążę pójść do fryzjera ;-).


 

Link do Łódzkiej Szkoły Tai Chi: https://www.taichi-lodz.pl/

Szkołę możecie też znaleźć na facebooku:  https://www.facebook.com/Lodzka.Szkola.Tai.Chi/?ref=br_rs

Link do strony głównej skansenu: http://nagawki.pl/

 

4 komentarze

  1. Fajne miejsce, ten skansen, też o nim nie słyszałam. Nie orientujesz się, czy można np. wynająć pokój na weekend?

    Heheh, męża trzeba pilnować, to prawda! 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *