Assassin’s Creed – kill me softly

Początkowo chciałam ten tekst napisać w formie polemiki z innymi recenzjami, ale musiałabym się z nimi nie zgadzać non stop, a z zasady unikam tekstów nastawionych tylko na krytykę. Uważam, że to odtwórcze. Mogę się, owszem, odnieść do innego tekstu, ale tak by potraktować go jako ciekawostkę lub punkt wyjścia do poszerzenia problemu. Opieranie całego tekstu na jadzie i hejcie to nie mój styl (Kami :* ).

Na początek proponuję wprowadzenie dla osób, które nie znają cyklu gier, nie oglądały filmu, albo go obejrzały i stwierdziły, że dziwne to.

Jest rok 2016, Templariusze nie zostali załatwieni przez Filipa Pięknego i bawią się w najlepsze, powoli przejmując władzę nad światem. Biorąc pod uwagę, jak potężni byli w Średniowieczu, gdyby Jakub de Molay nie spłonął na stosie, pewnie dziś byliby jedną z głównych sił na świecie. Tak więc założenia podjęte w grze wcale nie są takie głupie.

mW2eyqtp4TmayXxSRPTSCL

Asasyn walczy wszystkim, jest jak Riddick 😉

Templariusze poszukują starożytnych artefaktów ludzkości, w tym Rajskiego Jabłka z ogrodu Eden. Jeden z czołowych Templariuszy, Rikkin, wykorzystuje fundusze zakonu do prowadzenia badań nad przeszłością człowieka zakodowaną w DNA. Jego firma, Abstergo, skonstruowała według pomysłu jego wybitnej córki, Sofii (Marion Cotillard), urządzenie o nazwie Animus. Przypomina ono pierścień, do którego podpięte jest wielkie, ruchome ramię. Końcówka ramienia to łapa, która chwyta osobnika, unosi go, miota na wszystkie strony, a ponieważ wokół jest sporo kolumn i otoczenie wręcz zabytkowe, szkody, jakie ponosi Abstergo, zapewne są wysokie ;-). Efektem działania Animusa jest przeniesienie się świadomości pacjenta lata, a nawet całe wieki wstecz, do jego przodka w prostej linii. Widzi jego oczami, słyszy to co on i czuje ból, a wszelkie ruchy odwzorowuje ramię Animusa. Dla obserwujących to z boku naukowców całe zajście wygląda trochę jak walka z cieniem i skakanie po niewidzialnych przeszkodach terenowych, ale trzeba dodać, że postacie ze wspomnień są też lekko widoczne.

Albo może się stać coś takiego:

16265420_1203703726380608_3017643787812867259_n

I plask!

Odwiecznymi wrogami Templariuszy są Asasyni, których w grze poznajemy w czasie wypraw krzyżowych. Wiemy o nich tyle, że mieszkają na zamku Masjaf, przewodzi im Starzec z Gór (Wielki Mistrz), oraz że w życiu kierują się kredo. Kredo brzmi:

Where other men blindly follow the truth, remember: Nothing is true.

Where other men are limited, by morality or law, remember: Everything is permitted

W rzeczywistości asasyni, zwani inaczej nizarytami, byli odłamem ismailitów, których korzenie sięgają XI wieku n.e. i legendarnej twierdzy Alamut (Iran). Wspomniany w grze zamek Masjaf faktycznie do nich należał (weszli w jego posiadanie około 1176 roku). Nazwa asasyni wzięła się od pogardliwego arabskiego określenia członków sekty – „hasziszijja” znaczy „zażywający haszysz”, co miało świadczyć o tym, że są bezbożnikami. Skrytobójcze metody asasynów wpisują się w trwający wieki spór między szyitami i sunnitami. Oczywiście, starcia z krzyżowcami też miały miejsce, ale już kulisy zmagań z Templariuszami należą do growej fikcji.

3019660-creed2

Maria i Aguilar – zwróćcie uwagę, jakie mają fajne dziary pod oczami!

Ale wróćmy do filmu.

Bohaterem jest Callum Lynch (Michael Fassbender), morderca skazany na karę śmierci i w tajemniczy sposób przejęty przez Abstergo. Akcja filmu toczy się, jak wspomniałam, współcześnie, ale za pomocą Animusa mamy też wgląd w XV wieczną Hiszpanię, a dokładniej – piękną Grenadę. Obserwujemy wtedy świat z perspektywy Aguilara de Nerha, asasyna. I tutaj pora na plusy filmu.

Klimat przeszłości został doskonale oddany, aktorzy nawet mówią po hiszpańsku. I jest to część filmu, co do której recenzenci są zgodni – praktycznie nie mamy jej nic do zarzucenia. Średniowiecze nie jest czyste i wyglansowane, ale brudne, brutalne i nie dające pardonu. Miasto, wąskie uliczki, paskudne kanały, ponure tłumy, tworzą barwną mozaikę tętniącej życiem Grenady. Byłoby idealnie, żeby kolejna część gry miała miejsce w Hiszpanii.

Po dłuższym namyśle dochodzę do wniosku, że owo dziwne ramię na obręczy, Animus, nawet mi się podobało. Dzięki temu dynamika była równo podzielona na współczesność i Średniowiecze. W grze po prostu gramy tu i teraz, ale film rządzi się innymi prawami. Wyobraźcie sobie, ile emocji byłoby w śpiącym na leżance Callumie? Ja wiem, że Fassbender to dobry aktor, ale naprawdę trudno by mu było coś z siebie wycisnąć.

AC1_Monitoring_Desmond

W pierwszej części Animus to był taki, o, podświetlany stół.

No a skoro o nim już mowa, to uważam, że to kolejny wielki plus tego filmu. Może mam słabość do tego aktora po jego świetnej roli Magneto w X-men: Pierwsza klasa. Uważam, że osiąga niesamowity rezultat, nagle nieruchomiejąc i patrząc niepokojąco spokojnymi, niebieskimi oczami. Duże wrażenie zrobił na mnie też w filmie Prometeusz. Idealnie sprawdza się w nieco odczłowieczonych rolach, jest godnym następcą Rutgera Hauera, który w Blade Runnerze był najlepszym androidem na świecie. [podświadomość]Jego rolę we Wstydzie wyparłam.[/podświadomość] Natomiast w recenzowanym tutaj filmie był doskonałym asasynem – zarówno w historycznym jak i współczesnym wątku.

A skoro już o tym mowa, to z przykrością muszę stwierdzić, że praktycznie wszystkie fabularne potknięcia i słabości filmu umiejscowione są w wątku Calluma. Właściwie rzeczy, do których mogłabym się przyczepić, można podzielić na dwie kategorie:

1. Niepotrzebne zmiany w stosunku do oryginału

Poprawcie mnie, jeśli się mylę, ale wspomniany Bleeding Effect, czyli wizje przodka na jawie, jakich doświadczał Callum, to wymysł reżysera? No i druga rzecz – przebywanie w ciele przodka nie dawało potomkowi jego umiejętności. Ani mu też specjalnie nie szkodziło. A tutaj właściwie nie rozumiałam, czemu Callum ryzykuje własne życie będąc podczepionym do Animusa wbrew własnej woli, ale jak już przypina się do niego dobrowolnie, to luzik. Wiem, że tego typu filmy opierają się na założeniach, które nie zawsze muszą być wyjaśnione (w końcu obok science siedzi termin fiction), ale czasami mój wewnętrzny logik wyje z rozpaczy.

asscreed3

Widzimy tutaj zaburzenia treści myślenia pod postacią urojeń konkretno-obrazowych, będących zwykle urojeniową interpretacją treści wynikających z zaburzeń postrzegania… sorki mam egzamin z psychopatologii w niedzielę 😉

Naprawdę musieli tyle nowych rzeczy w filmie dodawać? Cała konstrukcja gry, uniwersum świata, sytuacja geopolityczna, technologia, Animus itd. zostały przecież świetnie w grze opisane. Uważam, że wszelkie zmiany są zbędne. Niewiele jest gier, które oferują tak świetnie skręcony produkt pod film.

2. Wszystkie dialogi

Bardzo to przykre, bo film wcale nie jest o walczących robotach, które cierpią na spięcie, ani o Basi, której nie kocha Zenek. Nie, traktuje o odwiecznym konflikcie między Asasynami i Templariuszami. Bohater na początku jest indoktrynowany przez pracowników Abstergo i można było to świetnie wykorzystać. Trochę sprytnej propagandy, jakieś psychologiczne manipulacje, Sofia jako taka bardziej uwodzicielska pani naukowiec, dla której sukces jest ważniejszy od dobra pacjenta. Oto kilka przykładów, które na szybko przyszły mi do głowy, by choć trochę ożywić ten świat.

Właściwie papierowe charaktery członków Abstergo oraz chrzanienie nie wiadomo o czym nawiedzonych pacjentów najlepiej podsumował sam Callum: „What the fuck is going on there?!”.

Z drugiej strony, zmarnowana została szansa na to, by pokazać, jak ciekawym i lojalnym bractwem są Asasyni. Trochę więcej o Twierdzy Alamut/Majaf może? Jakieś bliższe przyjrzenie się Starcowi z Gór, który był ich ojcem, mentorem i spowiednikiem? Sekta Asasynów, jej historia, motywy, powiązania oraz kultura rozgrzewają wyobraźnię wielu osób. Naprawdę można było nieco rozwinąć ten wątek. Chociażby po to, by Callum nawiązał z nimi wsteczną więź poprzez odczucie emocji przodka, ale też po to, by widzowie poczuli do nich sympatię. Właściwie jedyną ciekawszą postacią była fajnie wytatuowana asasynka Maria.

Maria <3

Maria <3

O dziwo, w grach, które opierały się w gruncie rzeczy na powtarzalnych misjach znajdź-zabij-wiej, relacje między niektórymi postaciami udało się jednak pokazać. Pamiętam przykrą, ale konieczną walkę końcową z pierwszej części, świetne rozmowy z Da Vincim w drugiej, ciekawe postaci z trzeciej. Przecież zatrudniono dobrych aktorów, wystarczyło tylko zatrudnić scenarzystę, który da im szansę rozwinąć skrzydła. A tak dostaliśmy dialogi tak drętwe, że aż smutne.

Pora na podsumowanie.

Plusy:

Średniowieczna Hiszpania, Grenada – ludzie, stroje, ulice, budynki, język, muzyka,
asasynka Maria
truciciel z Jamajki 😉
sceny walki
Animus
brak dłużyzn – normalnie nie mam nic przeciwko dużej ilości tekstu mówionego, ale… (patrz: Minusy)

 

Minusy:

dialogi
finałowa scena w Siedzibie Templariuszy (nie opisywałam jej w recenzji, bo staram się unikać spoilerów)
niepotrzebne dodatki takie, jak Bleeding Effect czy wizje Calluma
niewykorzystany potencjał gry

 

Finalna ocena? Powiem Wam szczerze, że nie jest mi łatwo takową wystawić. Wprawdzie recenzję kończę pisać dwa tygodnie po obejrzeniu filmu, więc emocje już opadły, prawda jednak jest, że żywię wobec Assassins Creed spory sentyment. Spędziłam przy tej grze dobry kawał czasu. Marzyłam o tej adaptacji, nawet bardziej niż o Wiedźminie Bagińskiego. 4 na 10? Aż tak źle nie było. 6? Tak, z bólem serca – bo naprawdę mógł to być lepszy film.

6/10

 

PS. Jeśli jesteście ciekawi recenzji w innym stylu innej, której autorka zjechała film bezlitośnie, zapraszam na Ja,Rock! do tekstu Kamili.

3 komentarze

  1. Nie zjechałam aż tak bezlitośnie. Po prostu nie byłam tak wyrozumiała. Fajnie, że dorzuciłaś trochę historii na początku, brakowało mi tego w filmie. No i motywacja… Asasyni mieli jakąś swoją mantrę ( już dziś jej nie pamiętam), ale była tak mdła, nijaka i o niczym, że nic nie wniosła do motywacji. Jedynie Callum coś tam się mścić chciał na ojcu, ale też jakoś tak spłynęło po nim po dwóch zdaniach. No i najgorsze… Pamiętaj, że mimo wszystko Cię uwielbiam… ale ten Fassbender! Nie mogę z gościa, no nie mogę i już!

    • Ja wiem, że „nie taka Kamila straszna, jak ją rysują” ;-), chodzi mi bardziej o to, że Twoje porównania są bardziej dosadne. Co nie jest wadą, lubię Twój styl.
      Z tą motywacją to smutna prawda.
      No a Fassbender jaki jest, każdy widzi, ale ja nie potrafię być wobec niego obiektywna :-D.

  2. Wy ciągle o tym „Wstydzie” między wierszami? 😛

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *