„Obcy” Alan Dean Foster – krzyk się niesie

Przy okazji lektury „Obcego” znowu pojawiło się pytanie – ile w ocenie dzieła zależy od tłumacza. Pamiętam zbiór opowiadań fantasy tłumaczonych przez różne osoby i to, jak bardzo na ich tle wyróżniał się tekst Zbigniewa Królickiego (którego przekłady poznałam jako nastolatka zakochana w Trylogii Zimnego Ognia C. S. Friedman). Zarówno pod względem finezji z jaką budowanie były zdania, jak i po prostu doboru słów. To był styl i poziom, który dało się wyczuć, bez potrzeby patrzenia na nazwisko. Lubię też Dębskiego tłumaczącego rosyjską fantasy i science-fiction i czasami się zastanawiam, jak wyglądałby w jego przekładzie Pielewin, czy nie byłby bardziej miękki, swojski. Ale dość o tym, wróćmy do ksenomorfów.

„Mama?”

„Obcego” tłumaczył znakomity i wszystkim znany Piotr Cholewa. I tutaj mam problem. Nie znam innych powieści Alana Deana Fostera. Wierzę, że jest on po prostu dobrym pisarzem – zresztą, Cholewa nie mógłby nadmiernie zmienić składni czy na siłę urozmaicać słownictwa, więc to nie tylko jego zasługa. Proponuję zatem uznać, że dobry pisarz trafił na świetnego tłumacza, dlatego tak przyjemnie się to czyta.

Ale to o warstwie językowej.

Natomiast konstrukcja powieści jest prosta. Co wcale nie jest wadą. To gatunkowo hard science-fiction, nie bawiące się w plątanie wątków czy retrospekcje. W obecnej modzie na fabuły pokręcone jak przewód pokarmowy facehuggera stanowi to wręcz przyjemną odmianę. Oczywiście, liniowe przedstawienie wydarzeń bierze się też z tego, że powieść jest adaptacją filmu, którego fabuła też była całkiem prosta. Nie byłby to jednak pierwszy raz, gdy pisarz postanowił dodać coś od siebie. A to pokusi go, by przeplatać główny wątek ze wspomnieniami bohaterów, a to by dodać jakieś sceny, które, w jego mniemaniu, rozwijają postacie.

Owszem, dialogów jest więcej i sytuacje są opisane szerzej. Ale postacie są dokładnie te same, włącznie z kotem. Nikogo więcej. Kilka szczegółów pominięto, jak np. odnalezienie na statku obcych szkieletu załogi. W powieści Foster zawarł kilka scen, które znalazły się w wersji reżyserskiej filmu albo w scenariuszu Dana O’Bannona. Można to jednak uznać za kosmetykę, a nie poważną ingerencję w dzieło. Jeśli zaś dodać do tego eleganckie wydanie, które zawdzięczamy Vesperowi, to kosmetyka owa stoi na bardzo wysokim poziomie. Zresztą, żyjemy w czasach, kiedy okładki powieści science-fiction czy fantasy nie straszą przaśnymi ilustracjami. Tutaj dodatkowo dołączona została zakładka z motywem Obcego, zaś w środku znajduje się kilka minimalistycznych ilustracji. Całość jest gęsta od mroku.

Podobnie jak w filmie, Reapley wcale nie jest od początku heroiną. Tylko z biegiem czasu narracja skupia się na jej przeżyciach i przemyśleniach. Jest to poniekąd wymuszone fabułą, bo, jak pamiętamy, załoga jest powolutku i bezlitośnie mordowana przez ksenomorfa. Ale już na etapie pojawienia się twarzołapa Reapley ukazana jest jako osoba myśląca niestandardowo, a jednocześnie mocno trzymająca się właściwego sobie imperatywu – przeżyć. Nie współdzieli z Ashem fascynacji obcą formą życia. Życie i bezpieczeństwo załogi jest dla niej ważniejsze niż wizja zysku czy sławy.

Wątpię, czy są wśród was osoby nieznające pierwowzoru filmowego. Jeśli takowe istnieją, to zazdroszczę im przeżyć towarzyszących lekturze. Klimat budowany jest stopniowo i bardzo umiejętnie. Mimo że film kojarzę dobrze, bo co jakiś czas go sobie odświeżam (za każdym razem straszy mnie tak samo), czułam napięcie i niepokój. Wiem, co się stanie, ale nie zmienia to faktu, że jest strasznie. Co więcej, udało się to osiągnąć bez zwrotów w stronę lovecraftowskiej narracji narzucającej emocje. Ale już sam opis, jak Dallas kładzie dłoń na grzbiecie facehuggera i czuje niepokojące pulsowanie… jest to zarazem pełne odrazy i chorej fascynacji. To istota żywa, ale, jak powiedział Ash „jak można nie podziwiać tej czystej symetrii, jaką sobą reprezentuje? (…) W swojej historii ludzkość nie spotkała się jeszcze z niczym porównywalnym”.

Pasażerowie próbują racjonalnie wytłumaczyć to, co się im przytrafia. Mają po swojej stronie technologię i tysiące lat doświadczenia w walce z silniejszymi od nich. Wykorzystują swoją wiedzę na temat statku, który jest ich domem. Znają tam każdy kąt. Są na swoim terenie.

Ale obcy wchodzi do tego domu i czyni go swoim terenem łowieckim z przerażającą łatwością.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *