Czyli zestawienie kobiet w grach komputerowych.
Gry to bardzo silnie oddziałujące na emocje medium. W czasie rozgrywki pracuje nasz wzrok i słuch, ale też całe spektrum uczuć. Nawet jeśli są to zwykłe tetrisopodobne układanki, stopień nasilenia emocji jest duży. Mnie najbardziej interesują gry, w których fabuła, zwroty akcji, relacje między postaciami oddziałowują równie silnie jak najlepsza książka. Jak dobry, trzymający w napięciu film. Świat przedstawiony jest tak pociągający, że chcielibyśmy do niego wejść.
Moim pierwszym tak silnie pochłaniającym medium były książki, na gry czas nadszedł o wiele później. I, niestety, rzadko kiedy siła oddziaływania jest równie mocna, ale jeśli już się wydarzy „mocna” gra, pamiętam ją na długo. Zresztą, czemu się dziwić? Za scenariusze odpowiedzialni są świetni pisarze (np. Rhianna Pratchett), muzykę tworzą utalentowani kompozytorzy wraz z całymi orkiestrami, głosów użyczają wyśmienici aktorzy, zaś motion capture wzorowane jest na ich twarzach. Można kręcić nosem na gierki typu „latam z maczetą i tnę sąsiadów”, ale z drugiej strony, czyż nie trafiają się kiepskie książki? Fast food przybiera wiele form.
Wróćmy do meritum. Na celowniku znajdują się bohaterki – główne, albo z wątków pobocznych – gier komputerowych. Takie, które są w jakiś sposób niezwykłe. Dla ułatwienia podzielę je na kilka kategorii.
Twardzielki
Te kobiety nie potrzebują mężczyzny do otwarcia słoika, a sugestia takowa spotkać się może z próbą rozbicia naczynia na głowie śmiałka. Są to kobiety nieraz występujące w typowo męskich rolach. Ich piękna powierzchowność ciekawie kontrastuje z fizyczną siłą i wytrzymałością. Co ciekawe, żadna z niżej wymienionych nie wykorzystuje swojego seksapilu. To w ogóle nie jest ich droga.
Lara Croft to pierwsza osoba, która przychodzi mi na myśl. Archeolog, poszukiwacz przygód, znakomita łuczniczka i spec od broni palnej. Pierwsze gry z nią stworzyły wizerunek silnej, ponętnej kobiety w klasycznym turkusowym topie i brązowych szortach. Nie zapominajmy o warkoczu. Najnowsze części odmłodziły Larę, skróciły jej włosy, nadały figurę młodej dziewczyny. Angelina Jolie już nie pasuje do tej roli, Alicia Vikander (od niedawna żona filmowego Asasyna, czyli Michaela Fassbendera) jest jej bliższa.
Lara Croft jest niekwestionowaną królową ruin dawnych cywilizacji. I to samotną królową, gdyż żadne studio nie zdecydowało się na rozwinięcie wątku romantycznego Lary. Mimo że od pierwszego spotkania z Larą upłynęły 22 lata, wciąż ma się dobrze.
Aloy, czyli bohaterka Horizon: Zero Dawn, to kolejna twarda kobieta. Właściwie, dziewczyna. Trochę dzikuska, trochę odludek. Została odtrącona przez własne plemię i żyje z piętnem wyrzutka, ale za cenę potu, krwi i łez udaje jej się powoli piąć po drabinie społecznej. Wszystko, co osiągnęła, zawdzięcza sobie samej i drobnej pomocy kilku przyjaznych dusz. Aloy jest nieokrzesana, pyskata, potrafi być brutalna. Jednocześnie wzbudza wielką sympatię.
Chloe Frazer – miała epizod z Nathanem Drake’m, ale umówmy się, to był tylko romans służący wyższym celom. O wiele bardziej interesowała mnie jej burzliwa znajomość z Nadine Ross z dodatku Uncharted: Zaginione Dziedzictwo. Ich niełatwa relacja to, obok związku Max i Chloe w Life is Strange, jeden z najciekawszych przykładów kobiecej przyjaźni. Nie da się ich nazwać „przyjaciółeczkami”. Chloe porusza się z miękkością właściwą Hinduskom, ale walczy w sposób prosty i zabójczo skuteczny, nie żadne tam fikanie pod sufitem i kopnięcia z półobrotu. Typowy dla niej półuśmiech bardziej przypomina skrzywienie ust. Poczucie humoru Chloe jest czarne jak jej spojrzenie.
Ashley Williams – jedna z ciekawszych, chociaż dość prostolinijnych, kobiecych towarzyszek w serii Mass Effect. Kobieta-żołnierz, ze sporym bagażem doświadczeń, która nie stłumiła w sobie pewnej wrażliwości. Ashley jest idealnym przykładem na to, że kobieta może zdecydować się na męski zawód i pozostać… kobietą.
Magiczne i tajemnicze
Są to kobiety o bardzo złożonej naturze i łatwe do polubienia. Potrafią przyjąć wizerunek słodkiej idiotki, ale niech się strzeże ten, kto da się nabrać! Dziewczyny są mądre i wiedzą, jak wykorzystać cudze słabości.
Anna – piękna Anna o szczurzym ogonie, towarzyszka Bezimiennego. Jej spontaniczna, niegramatyczna wymowa i brak poszanowania dla elementarnych zasad były rozbrajające. W zestawieniu z lojalnością i szczerością tworzyły obraz idealnej, chociaż niełatwej, towarzyszki. Jedno w Annie było bardzo kontrastowe – mimo że została wychowana w zaułkach Ula i była typowym dzieckiem ulicy, potrafiła być bardzo naiwna. To taki klasyczny dickensowski łotrzyk, uroczy i podstępny zarazem.
Aeris Gainsborough – to postać, o której pisałam przy okazji recenzji perfum Ananda. Specjalistka od zaklęć leczących oraz kwiatów, chichocząca z niewiadomego powodu i w najmniej spodziewanym momencie. Dziewczyna bujająca w obłokach, ale jednocześnie idealnie odgadująca intencje innych. Aeris to osoba wielkiej mądrości, z racji niezwykłego pochodzenia obarczona odpowiedzialnością, której nikt, poza nią, nie chciałby mieć na swych barkach. Nie wiem, czy jej związek z Cloudem miał jakiekolwiek szanse powodzenia – chłopak był zbyt niezdecydowany. Z drugiej strony, jej idealne wyczucie ludzkich słabości szło w parze z umiejętnością przebaczania.
Triss Merigold – urocza rudowłosa czarodziejka o pięknym uśmiechu i przyjemnym głosie. Niektórzy uważają, że tak jak Yennefer jest dla Ciri matką, tak Triss jest jej ukochaną siostrą. Cóż, w dziwnym świetle stawia to romans Geralta z rudowłosą czarodziejką… Triss jest pełna poświęcenia, wydaje się, że wszystko, co robi, czyni z myślą o dobru innych. Jednocześnie posługuje się niszczycielską magią. To taki jej dualizm.
Elika – towarzyszka Księcia. Wydaje się być kruchą i delikatną istotą, ale bez niej Książę zginąłby marnie. Włada potężną magią, która umożliwia jej kształtowanie czasoprzestrzeni. Nie daje sobie w kaszę dmuchać, a jej dyskusje z Księciem dalekie są od pełnych aprobaty zachwytów nad męską siłą. Potrafi być bardzo współczująca i jest po prostu przeurocza.
Dzikie i nieokiełznane
Właściwie to podobny typ co twardzielki, z tym że walka wręcz nie jest dla nich najważniejsza. Na pewno nie są słodkie. Każda z nich ma w sobie jakiś niepokojący mrok, który jednocześnie pociąga i odpycha.
Morrigan – to nieodrodna córka własnej matki, legendarnej Wiedźmy z Bagien. Uwielbiałam jej nieco zachrypnięty głos i wypowiadane nim pełne sarkazmu kwestie. Morrigan robi, co chce. Dosłownie. Naiwni ci, którym wydaje się, że wiedźma robi coś bezinteresownie. Potrafi pięknie rozgrywać ludzi przeciwko sobie, nie mówiąc nic wprost. Do dziś nie wiem, czy jest zdolna do miłości, czy po prostu umie wykorzystać sytuację.
Chloe Price – kolejna osoba, która zainspirowała mnie do napisania recenzji perfum. Myślę, że nazwanie jej „dziewczyną z problemami” albo „zbuntowaną nastolatką” byłoby niesprawiedliwym uproszczeniem. Czy Chloe jest nastawiona negatywnie do otoczenia? Na pewno jest nieskończenie wrażliwa, a by nie zostać zranionym, obudowuje się murem, poza który tylko nieliczni są w stanie dotrzeć. Za to ci, których do siebie dopuści, otrzymują przyjaciela na całe życie. W Chloe jest jakiś mrok, fatum, które ciągnie się od momentu śmierci ojca.
Yennefer z Vengerbergu – ukochana wiedźmina. Wiele o niej można powiedzieć, ale nie to, że jest sympatyczna. Jeśli szukacie kumpeli do piwa, to polecam Triss. Yennefer nie ma czasu na takie bzdury. Nawet jeśli ma akurat wolne, a to się prawie nie zdarza, bo kruczowłosa czarodziejka jest tytanem pracy, który tylko jakimś cudem trzyma się zasad. Jej eksperymenty z zakazaną magią, zadawanie się z osobami wątpliwego autoramentu, wkręcanie bliskich w swoje polityczne gierki – czasami wydaje mi się, że poświęca zbyt wiele. Ale trzeba jej przyznać – często odnosi sukces.
Bayonetta – czarownica w okularach. Można nosić okulary i wyglądać w nich świetnie. Ok, nie tylko za to ją lubię. Bayonetta ma na wszystko wywalone, nosi rewolwery, które nazwała od słów piosenki Simona i Garfunkela, jej włosy żyją własnym życiem, a ona sama lubi się śmiać podczas walki. To postać szalona tak bardzo…
A na koniec…
…kobieta, która może być pewnym zaskoczeniem. Jest ona potwierdzeniem celu, dla którego sporządziłam to zestawienie. To nie są najpiękniejsze kobiety, żadne cyfrowe sex-bomby. To są po prostu genialne babki, wychodzące poza schemat. Dlatego zwieńczeniem artykułu będzie boska GLaDOS.
GLaDOS (Genetic Lifeform and Disk Operating System) to SI zarządzające kompleksem Aperture Science. Gdzieś tam w jej trzewiach wciąż walczą ze sobą moralność i poczucie obowiązku, przywiązanie oraz chęć zemsty na Chell, głównej bohaterce, która próbowała ją zniszczyć (poniekąd w samoobronie). Dyrektor artystyczny Valve, Jeremy Bennett, porównał jej budowę do odwróconej wersji „Narodzin Wenus” Botticellego, co stanowi połączenie wielkiej mocy GLaDOS oraz jej kruchości.
Interesujące zestawienie. Ja dołożyłbym jeszcze EDI do działu „magiczne i tajemnicze”. No i Sylwanę, ona pasowałby do „dzikich i nieokiełznanych”. Tak samo jak Edwena z gry „Bound by Flame”, ale w tę grę nie grałaś. Fajny tekst.
Haha, EDI była świetna, zastanowię się nad nią. Natomiast uświadomiłeś mi, że zapomniałam nie tyle o Sylwanie, co o Queen of Blades – czyli o Kerrigan!
No w sumie to i ja o niej zapomniałem 😀
Ciesze się, ze pamietałaś o Morrigan. Grając w DA miałam w stosunku do niej mieszane uczucia. Przypomina mi trochę Yennefer – zimna i wyrachowana.