Albo razem, albo w ogóle

Para graczy to świetna rzecz. Nie ma problemów z „tą okropną grą, która zastępuje życie rodzinne”, albo „głupiej strzelance zamiast filmu romantycznego”…

Ja i Luby mamy wprawdzie trochę inne preferencje odnośni gier, ale czerpiemy wielką przyjemność ze wspólnej rozgrywki. Dziś chciałam opowiedzieć Wam o grach, które są jakby stworzone dla dwóch osób. Proporcje akcji do craftingu oraz fabuły do zadań pobocznych są wręcz idealne. Opiszę Wam je ze swojej perspektywy, bo jakoś tak śmiesznie wyszło, że w obu wpadliśmy od razu w konkretne role… i ów podział może Was zaskoczyć (chociaż tych, co mnie dobrze znają, raczej nie zdziwi ;-).

Don’t Starve Together

W Don't Starve Together mity Lovecrafta zderzają się ze stylistyką burtonowską. Wrzuceni do mrocznego świata, musimy przeżyć...

W Don’t Starve Together mity Lovecrafta zderzają się ze stylistyką burtonowską. Wrzuceni do mrocznego świata, musimy przeżyć…

Lądujecie w leśnej głuszy, otoczeni przez dziwne, chowające się po krzakach stwory. Niektóre grzybki okazują się jadalne, inne są jadalne tylko raz. Nie daje Wam też spokoju przeczucie, że noc to zła pora i należy uważnie obserwować słońce. Ognisko, potem ulepszone do postaci kamiennego paleniska, staje się centrum Waszego życia. Ale owo centrum wymaga nieustającej uwagi – trzeba donosić drwa, chronić przed zamoczeniem, wzmacniać.

No i nie da się całego dnia przesiedzieć przy ogniu. Na świeżym powietrzu człowieka szybko dopada głód. Musicie zadbać o jedzenie, najlepiej w postaci dzikich warzyw przesadzonych niedaleko Waszego obozowiska. Tak więc jak bezpiecznie byście się nie czuli, musicie całe dnie spędzać w poszukiwaniu nowych środków do życia.

Szybko orientujecie się, że siekiera, kilof i pochodnia to Wasi najbliżsi przyjaciele. Możecie nie zabierać ze sobą łopaty, możecie przegłodzić się podczas wypadów w las, moknąć bez płaszczana deszczu i nudzić się bez książki podczas czatowania na królika, który nie chce wypełznąć ze swej nory, ale jeśli zmrok dopadnie Was w głuszy… cóż, jedna osoba nie da sobie rady. Jeśli nawet cierpicie na głupotę heroiczną, to troska o drugą osobę, która pozostawiona sama sobie długo nie pożyje, karze Wam dbać o siebie. I o ogień.

  • Warto zadbać o źródło pożywienia i zbudować solidne zapasy, zanim przyjdzie zima!
  • Naszym wrogiem są, między innymi: głód, szaleństwo, dzikie zwierzęta, noc, zimno, gorąco i... żarłoczni kompani...
  • Czasem robi się naprawdę gorąco!
  • To był naprawdę genialny plan, hmm?

 

Kiedy wstaje słońce, skoro świt, jedno z Was wyrusza na farmę, gdzie zasadzone przez Was roślinki z trudem przebijają się przez ziemię. Drugie natomiast bierze trochę suchego prowiantu, zapas pochodni, jakąś dzidę, bo nigdy nie wiadomo, i wyrusza w las. Jakoś tak się zawsze składało, że półżywa z głodu, pokąsana przez dzikie stwory, ale obładowana artefaktami ledwo docierałam do obozowiska, gdzie czekał na mnie… kociołek z gotowym gulaszem. Ledwo zdążyłam się trochę zdrzemnąć i nacieszyć oko pięknie rosnącymi warzywami, kiedy Luby poinformował mnie, że przydałaby się palisada. Coś dziwnego i dużego kręciło się wokół obozu poprzedniej nocy i sam blask ognia może go nie powstrzymać. Nie tym razem. Zwłaszcza, że może przyjść z towarzyszami.

Tak więc cały następny dzień zbroimy się, budujemy palisadę, zakopujemy w strategicznych miejscach pochodnie i trochę jedzenia – jakby przyszło nam w pośpiechu uciekać. I czekamy na noc.

Mija strasznych kilka dni.

Po jakimś czasie, kiedy z kłów dzikich bestii konstruujemy lepszą broń, a palisada bardziej przypomina mur ze skomplikowanym systemem pułapek, zaczynamy się relaksować. Obóz jest bezpieczny, nie trzeba go pilnować, więc we dwójkę wyruszamy w coraz dalsze wyprawy. Odkrywamy stare ruiny, pozostałości po nieszczęśnikach, którym nie udało się przetrwać – ale za to pozostawili w spadku trochę cennych przedmiotów. Odległe wycie bestii kwitujemy wzruszeniem ramion – mamy na nie sposoby. Prawie sielanka.

Prawie. Bo pewnego ranka budzi nas ziąb, a na gałęziach drzew pojawia się szron. Idzie zima. Zaś wyczulony w lesie instynkt podpowiada nam, że największym zagrożeniem wcale nie będzie mróz…

Starbound

Nie ma to jak we własnym, pikselowym domu...

Nie ma to jak we własnym, pikselowym domu…

Kosmos kojarzy nam się z chłodem i pustką, dlatego każda przyjazna planeta jest na wagę złota. Pierwszym domem kosmicznego wędrowca jest wprawdzie statek kosmiczny, ale prawdziwy dom to ten, który mozolnie, wydzierając planecie każdą piędź ziemi i oganiając się od potworów, które wcale nie zamierzają zrezygnować z panowania na niej, zbudowaliśmy w świecie o fioletowym niebie. Albo różowym. Albo w skutym lodem zimowym królestwie. A może postawimy dom w krainie pełnej oceanów?

Co by to nie było, początki są raczej skromne. Ot, prosty śpiwór i ognisko, na którym z pewną obawą upieczemy miejscowego ptaka (smakuje jak kurczak). Potem w spulchnioną ziemię sypniemy ziaren, ogrodzimy płotkiem, a wokół ogniska postawmy prowizoryczne ścianki. I daszek. I mimo uzbrojenia oraz całej wymyślnej technologii, która nam towarzyszy, wcale nie jest to takie proste. Bezpiecznych planet nie jest wcale tak wiele – kwaśne deszcze, gwałtowne burze czy meteoryty to standard. Fauna atakuje nas z nieba i spod ziemi, więc nawet zbieranie plonów odbywa się w asyście karabinu.

Właśnie. Plonów. Mamy jakiś tam nadrzędny cel związany z tajemniczym Wielkim Złem, które zagraża wszechświatowi… ale życie zajmuje nas bardziej. Kiedy już obóz zamieni się w solidny dom, możemy pozwolić sobie na drobne szaleństwa. Co dziś budujemy, podziemne arboretum z drzewami z każdego zakątka galaktyki czy sala tortur? W końcu gdzieś muszę wykorzystać te kajdany i żelazną dziewicę, które przytargałam z lodowej planety. I stos zmurszałych cegieł. Klecę sobie powoli kompletnie nieprzydatną salkę dla mniej chcianych gości, a tymczasem Luby buduje domek do wynajęcia. Nowi lokatorzy spacerują sobie w sielankowej atmosferze, nieświadomi tego, że kilka stóp pod nimi powstaje moje małe imperium. Może zrobimy dla nich schodki na sam dół, a może wszystko to będzie tylko nasze…

  • Starbound - sympatyczna gra retro, piękny, otwarty świat z niezliczoną ilością planet do zwiedzenia...
  • ...z własnym statkiem, który można rozbudować i urządzić pod swój gust...
  • To jednak przede wszystkim szansa na wspólną wyprawę!
  • Pamiątkowe zdjęcia w klimatach Dzikiego Zachodu...
  • Kto ma ochotę, może poświęcić czas na budowę własnych domów i stworzenie kolonii!
  • Podziemne farmy dostarczają takich smakołyków, jak diodia czy okocytryna...

 

Wszystko to brzmi jak prościzna, ale meble nie powstają z niczego. Albo musimy je sobie sklecić sami, albo ukraść na którejś z zamieszkanych planet (co może się spotkać z niechęcią autochtonów), albo kupić – ale zawsze lepiej wydać pieniądze na ulepszenie statku, mocniejszą broń lub pancerz. Poza tym sprzęty wymagają rzadkich surowców, po które trzeba najczęściej zejść do podziemi. I mówiąc podziemia nie mam na myśli ociekających pleśnią korytarzach, tylko wędrówkę do samego jądra ziemi – to tam kryją się najbogatsze rudy. Wiele mają też do zaoferowania oceany, nawet się nie spodziewacie, ile skarbów leży na dnie!

I tak to się toczy. Od czasu do czasu, zmęczeni budową, gotowaniem i urządzaniem domu chwytamy w garść karabiny i ruszamy ku przygodzie. Ale żadna wyprawa nie byłaby nawet w połowie tak przyjemna, gdyby nie świadomość, że czeka na nas ciepły dom…

Jeden komentarz

  1. Ja z Karoliną od lat grywam w Tekken Tag Tournament, może to dziwnie zabrzmi, ale nic tak nie rozładowuje emocji po ciężkim dniu 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *