Jak pachnie ifrit (Aomassai)

Najpotężniejszy spośród dżinnów, złośliwy i pełen ognia. Postrach pustyni o gorejących oczach, przyjmujący postać wysokiego mężczyzny. Oto i on – ifrit, postać znana z muzułmańskiej demonologii, ale szeroko rozpowszechniona w kulturze masowej.

Współczesny ifrit mógłby być taksówkarzem w Nowym Jorku, jak to było przedstawione w serialu „Amerykańscy Bogowie” na podstawie powieści Neila Gaimana o tym samym tytule. Z wyglądu osoba semickiego pochodzenia, w istocie miałby w sobie coś bardzo pierwotnego. Zapewne w jego taksówce zawsze panowałby niezrozumiały upał, zaś w powietrzu unosiłby się dziwny kadzidlany zapach, raczej nie pochodzący od poprzednich pasażerów. To Aomassai Parfumerie Generale.

Wokół istoty powstałej z ognia po prostu musi unosić się zapach lukrecji, która jest czarna jak spalone drewno. Suszona trawa na moment przed tym, nim obejmą ją płomienie. Sam ifrit nie pachnie ogniem, tylko zapowiedzią wielkiego, niepowstrzymanego pożaru. Nieznośną słodyczą prażonego karmelu w ostatniej fazie – jeszcze pół stopnia więcej i zamieniłby się w węgielek.

W Aomassai to jest genialne, że mimo użycia składników ciepłych, drewniano-kadzidlanych, nie jest on rozgrzewający jak koc. To gorąc wyschły, gorzki i parujący pomarańczą (bez grama wody).

Ale jest w tym zapachu też pewne zmęczenie. Ifrit już dawno zrezygnował ze swej dziedziny, a w ślad za ludźmi pustyni wyruszył do kraju, który obiecywał inne życie… czy się rozczarował? Trudno powiedzieć. Na pewno tęskni za czasami, gdy samo jego imię wzbudzało przestrach. Teraz żyje jak zwykły człowiek, sporadycznie dokuczając niektórym pasażerom – a to podgrzewając fotele, a to wysuszając ich ciała do cna, co wywołuje nieznośne pragnienie. Nie lubi pijaków, zwłaszcza w trakcie Ramadanu.

______________________________________________________________________________

Tak przy okazji – uwielbiam lukrecję i karmel, zarówno smak jak i zapach, dlatego są to jedne z moich ulubionych perfum. Dodam, że są też bardzo trwałe, ale na ciele pachną inaczej, niż na blotterze. Kiedy wypróbowywałam te perfumy w Galilu, czułam zapach starego, zarośniętego ogrodu, było w nich coś mokrego i dusznego. Ale na mnie pachną właśnie żarem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *