„Nowy świt” – czyli zupełnie inne Gwiezdne Wojny

Nowy Świt to Gwiezdne Wojny, w których prawie nie ma Mocy. Jest tam wprawdzie Jedi, ale inny od tych, do których się przyzwyczailiście. O Kananie Jarrusie pisałam już przy okazji artykułu o Firefly i Rebeliantach. Jest on jednym z niewielu ocalałych po pogromie, który nastąpił na skutek rozkazu 66 Palpatine’a. Mam do niego ogromny sentyment, dlatego z ciekawością sięgnęłam po książkę Johna Jacksona Millera, którą w Polsce wydał Uroboros.

O czym jest „Nowy świt”? Opowiada historię górniczej planety Gorse i jego księżyca, Cyndy, na którą przybywa wysłannik Imperium, hrabia Denetrius Vidian. Jest typowym złym bohaterem, skrojonym idealnie na modłę Gwiezdnych Wojen. Nie dorasta do pięt Vaderowi (niech Moc chroni każdego, kto w ogóle stwierdzi inaczej!), ale nie odmówię mu pewnej konsekwencji w działaniu, a i motywy ma niegłupie. To produkt imperialnej biurokracji, korporacyjny geniusz, wysyłany do przypadków beznadziejnych. Kiedy jakaś inwestycja okazuje się nierentowna, wiadomo, że Vidian podźwignie ją na nogi. To też cyborg z ciekawą przeszłością. Jeśli szukaliście kiedyś przykładu na korporacyjnego karierowicza, który idzie po trupach do celu, Vidian jest idealny. Przy czym te trupy należy rozumieć dosłownie.

Kto mówił, że Jedi ma się ograniczać do miecza świetlnego?

Fabuła ukazuje też pierwsze spotkanie Hery Syndulli i Kanana. Cieszę się, że Miller postanowił mocno trzymać się charakterów postaci, zarysowanych w serialu i nie dodawał wiele od siebie. No, może tylko poznajemy Kanana z nieco bardziej nieoficjalnej strony, ponieważ narrator ujawnia jego myśli.
Kanan w książce jest inny od serialowego z kilku powodów – przede wszystkim jest młodszy, bardziej narwany i jednak mniej mu na wszystkim zależy. Pragmatyzm oraz nieokrzesanie to jego cechy nadrzędne i nawet jako oficjalny sojusznik Rebelii w serialu potrafi zachować się niestandardowo. To ponadto Jedi nie stroniący od panienek i alkoholu, ponury i cyniczny.

Hera i Kanan – Star Wars: Rebels. Zażyłość między nimi najlepiej ukazana jest dopiero w drugim sezonie.

Hera za to niewiele odstaje od serialowej wersji i z początku miałam z nią pewien problem. Wydawało mi się, że jej postać mogła być ukazana w ciekawszym świetle. Potem jednak doszłam do wniosku, że Miller przedstawił ją jako typowego neofitę. Ma silne poczucie misji, chce zbawiać świat, tylko że jeszcze brakuje jej zdolności przekonywania, argumentów, które trafiłyby do innych. Jej rozmowa z kilkoma bohaterami o tym, jakie niegodziwości spotkały ich ze strony Imperium i może by tak… nie wypadają zbyt przekonująco, są wręcz naiwne. Ale tak musi być. Hera bardziej czuje, że musi, niż naprawdę rozumie, dlaczego chce przeciwstawić się Imperium.

W książce przekonujemy się, jak dobraną stanowią parę. Hera wpada na pomysł, a Kanan opracowuje do niego plan. Myślę, że niełatwy charakter Kanana w dużym stopniu wpłynął na jej zdolności rozumowania. Wyraźniej niż w serialu widać też, jak Kananowi podoba się Hera.

Bohaterowie książki i serialu Star Wars: Rebels.

Nie wiem, czy zwróciliście uwagę na jeszcze jedną rzecz charakterystyczną w Gwiezdnych Wojnach – częsty konflikt w Imperium między urzędnikami a wojskowymi. Także w tym przypadku Vidian, jak wysokiej rangi urzędnik, musi współpracować z kapitan Sloane. Niby jest ona odpowiedzialna za jego osobista ochronę, ale ma swoje cele i nie zawsze podoba jej się postępowanie Vidiana.

Tym, co podobało mi się w serialu oraz grze MMO Star Wars: The Old Republic, było przedstawienie niektórych poddanych Imperium, którzy wierzą w sprawę Palaptine’a. Sam Imperator może i nie jest najsympatyczniejszym dowódcą, który bierze udział w pochodach z girlandą kwiatów na szyi i z dzieckiem na ręce pozuje do zdjęć. Ale porucznik Sloane wierzy w porządek przez niego ustanowiony i jest wierna imperialnym ideałom. Na jej przykładzie przekonujemy się, że można służyć Imperium i nie być do szczętu złym.

Hera, jak przystało na Twi’lekankę, jest naprawdę ładna.

Może to kwestia nastawienia – sięgnęłam po książkę po obejrzeniu dwóch pierwszych sezonów Rebeliantów, gdyż chciałam poznać lepiej Kanana i Herę – ale mi sceny akcji podobały się najmniej, a najbardziej głodna byłam relacji między postaciami i opisu działań Imperium. Pod tym względem Miller mnie nie zawiódł. Sceny akcji są natomiast typowe dla tego uniwersum – bohaterowie są całkowicie nieuchwytni, szturmowcy chybiają, a piloci robią rzeczy niemożliwe. Przy okazji zdradzę Wam ciekawy fakt – Miller jest sowietologiem i to widać w opisie układu między biurokracją planetarną a imperialną.

Jak jednak ocenić tę książkę? Mi się podobała, ale patrzyłam na nią przez pryzmat serialu. Zawiązanie wątków trochę trwa, ale zakończenie wszystko Wam wynagrodzi.

____________________________________________
Grafiki pochodzą z serialu Star Wars: Rebels.

Jeden komentarz

  1. Odnoszę podobne wrażenie, jak autor. Też mi się wydaje, że to coś nieco w innym kierunku.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *