Im więcej, tym lepiej? Moja lista rzeczy, które przytłaczają…

Kiedyś myślałam, że mocno przesadzam z ilością perfum – nie w sensie używania ich, co w ilości butelek. Moja kolekcja cieszyła oko i nos, uwielbiałam je wąchać i dobierać do nastroju oraz okazji. Zawsze jednak towarzyszyło temu przeświadczenie o przesadzie. Lekkie ukłucie wyrzutów sumienia, bo pieniądze wydane na perfumy mogły pójść na coś innego, co może bardziej by mi się przydało. I tak się to ciągnęło – i kolekcja perfum nie jest moją jedyną – do momentu gdy trafiłam na bloga poświęconego perfumiarstwu, kosmetykom i zapachom. Pod jednym z artykułów powstała dyskusja na temat kolekcji perfum użytkowników. O dziwo, okazało się, że śladem niektórych piszących tam osób, mogłabym określić swoją kolekcję jako nad wyraz skromną (bo mniej niż 20 sztuk).  Czy to znaczy, że mogę pofolgować zachciankom i puścić się w wir zakupowego szaleństwa? Może w końcu kupić upatrzoną Aguilerę i ze spokojem serca ustawić przy innych buteleczkach?

Czyli kiedy „dużo” to wystarczająco, a kiedy – „za dużo”?

Zbieractwo - Smaug

Nic nie oddam!

Otóż, dla mnie x-naście butelek z perfumami to za dużo. Jeśli czuję, że przesadzam, to miara stosowana przez innych wobec innych nie ma znaczenia. Wiele, sporo, dużo, mnogo, nadmiar, masa to pojęcia względne. Czy fakt, że jakaś celebrytka pochwali się zbiorem stu par butów oznacza rozgrzeszenie przy kupnie kolejnych szpilek? Abstrahując od sytuacji finansowej, ważne jest indywidualne podejście do rzeczy materialnych.

Zbieractwo to przypadłość właściwa wielu z nas. Możemy nie zdawać sobie sprawy, że w ogóle mamy jakiś problem. Bo moim zdaniem to jest problem.  Jesteśmy uzależnieni od przedmiotów martwych, nieistotnych, nieprzydatnych, błahych, tandetnych. Przedmiotów zajmujących  miejsce, które powinny należeć się rzeczom cennym, np. pustej przestrzeni, która w mieszkaniu sprzyja odprężeniu.

Tak się złożyło, że wśród moich znajomych zapanował jakiś czas temu sezon remontowy. I przy wyborze koloru ścian (o moich preferencjach napiszę w innym wątku) przeważająca ilość osób ma na uwadze przede wszystkim wrażenie przestrzeni. Biel i pastele sprawiają, że pokój wydaje się większy. Problem w tym, że taki efekt utrzymuje się tylko przy pustym, pozbawionym mebli pomieszczeniu. Rychło okazuje się, że duży początkowo pokój zapełnia się półeczkami z bibelotami, kocykami, makatkami, cała masą niepotrzebnych gratów, obrazkami na ścianach w ilościach hurtowych. Centralny punkt w każdym mieszkaniu, po którym oceniam upodobania właściciela, czyli biblioteczka, zastawiana jest zdjęciami, pocztówkami z wyjazdów i wielką liczbą przypadkowych przedmiotów. Nie ma problemu, jeśli efekt jest zamierzony. Klimaty rustykalne i prowansalskie wręcz zachęcają do ustawienia tu i ówdzie uroczych ozdóbek z porcelany, kotków, fotografii w białych ramkach itd. Problem w tym, że widziałam może z jedno mieszkanie, które konsekwentnie utrzymywało tego typu wystrój.

Owszem, większość osób lubi pamiątki „do postawienia”. Ale nie w tym rzecz.

Istnieje różnica pomiędzy bezładnym zbieractwem a kolekcją

Nieraz gipsowy kotek już prawie ląduje w koszy, ale w ostatniej chwili wątpliwości wstrzymują naszą rękę. Bo jednak fajny, choć niepotrzebny, bo ładny, choć nie w naszym stylu, uroczy, choć kompletnie do nas nie pasuje. Żeby nie być gołosłownym – sama nie potrafię zdobyć się na wychrzanienie kilku koszmarków. Ale od jakiegoś czasu z uporem prowadzę (niezależnie od politycznej mody) audyt. Bezpardonowy, bezwzględny, okupiony wyrzutami sumienia.

Pora na porządki…

Zbieractwo - sprzątanie

Nie każdy ma Wall-Ego do pomocy!

Daleko mi do one-bag living – wyjdzie mi chyba dopiero wtedy, gdy spakuję się do Bag of Holding ;-). Ale powoli zaczynam zwalczać horror vacui, czyli lęk przed pustą przestrzenią. Pustka jest dobra, bo to miejsce dla mnie i moich myśli. Ale żeby owo miejsce uzyskać, muszę zastosować się do kilku zasad przy eliminacji zbędnych przedmiotów. W zależności od rodzaju przedmiotu:

  1. Ubrania – jeśli nie nosisz czegoś dłużej niż rok, wyrzuć. Jeśli nie ma to wartości emocjonalnej, oddaj do kontenera PCK. Jeśli jest Ci z jakiegoś powodu drogie (ciuch? serio?) oddaj komuś bliskiemu. Z doświadczenia wiem, że o ile nie jest to Dolce Gabbana czy inny ekskluzywny ciuch, ciężko będzie go sprzedać.
  2. Figurki – na pewno są ludzie, którzy kolekcjonują gipsowe kotki. Mają ich mnóstwo i poświęcili swojej kolekcji sporo czasu i pieniędzy. Jeśli kilka Twoich przypadkowo zebranych kotków trafi w ręce pasjonata, potraktuj to jak przymusową adopcję. Będzie im dobrze! Wystarczy poszukać chętnych, sami będziecie zaskoczeni, jakie rzeczy ludzie kolekcjonują.
  3. Książki – poza Harlequinami nie wyrzucamy 😉 A jak bardzo musisz, oddaj do antykwariatu. Albo mi. Ich wartość jest ponadczasowa i niemierzalna żadną ludzką miarą.
  4. Kosmetyki, perfumy – nieużywane lub po czasie znielubiane perfumy na pewno znajdą nowego właściciela, wystarczy popytać wśród rodziny lub znajomych.  W necie jest całe mnóstwo poradników, co zrobić z niechcianym antyperspirantem, płynem do kąpieli, balsamem itd. Nie musi to to stać na Twojej półce. Nawet przeterminowane kosmetyki można wykorzystać na mnóstwo sposobów (szampon do włosów jako płyn do płukania tkanin, kto by pomyślał!).
  5. Zabawki – co jakiś czas organizowane są zbiórki zabawek i ubrań dla dzieci z domów dziecka, hospicjów, szpitali albo z biednych rodzin. O ile nie jest to ukochany miś, z którym śpisz od kilkudziesięciu lat (nie wolno się śmiać!),  przekaż go dzieciakom, które nie mają tyle szczęścia, co Ty. W niektórych centrach handlowych funkcjonują nawet specjalne punkty do recyklingu zabawek.
  6. Sprzęt komputerowy, elektronika – wiele osób zajmuje się moddingiem obudów konsol i pecetów. Dla nich komputer to nie pudło, a potencjał do rozwijania swojej pasji. Po co Ci staroć, którego i tak już nie uruchomisz? Lepiej uczynić z niego tworzywo dla sztuki.

A może znacie jakieś inne sposoby na wykorzystanie niechcianych rzeczy? Zwolennicy DIY, Wasze pomysły są mile widziane!

2 komentarze

  1. Ryzyko z DIY polega na tym, że zaczyna się zachowywać pewne rzeczy „do wykorzystania” i w efekcie nie lądują w koszu, tylko rośnie taka kupka „przydasi”. Sprawdzone. 🙂
    Co do wyrzucania, warto zastanowić się, jaki był cel wejścia w posiadanie danego przedmiotu. Może była to radość w chwili zakupu ciucha, albo zaskoczenie w momencie wręczania prezentu. Być może jego misja w moim życiu jest już skończona i czas przekazać go dalej, gdzie będzie kochany i używany, albo po prostu odpocznie (zamiast tkwić zapomniany w kącie szafy albo kurzyć się na półce). Takie podejście prezentuje Marie Kondo, od której staram się uczyć. W ten sposób jest mi łatwiej pozbywać się przedmiotów. Dziękuję im i żegnam je.

    • Bardzo mi się podoba takie podejście do przedmiotów, jakie reprezentujesz Ty, Mirame, na wzór Marie Kondo. Jest bardzo osobiste. Bo prawdą jest, że niektórych rzeczy tak strasznie ciężko się pozbyć…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *