Jedenaste. Nie publikuj wizerunku dziecka swego…

Młoda Dama rośnie, a ja coraz częściej zastanawiam się nad tym, czy powinnam umieszczać jej zdjęcia w mediach społecznościowych. A jeśli już, to jak często, i w jakich sytuacjach. Z jednej strony, stanowi istotną część mojego życia, daje mi codziennie powody do radości i mam straszną ochotę dzielić się tym z przyjaciółmi. Kusi, by wrzucić na bloga. Z drugiej strony, z Internetem wiąże się mnóstwo zagrożeń, do tego stopnia, że coraz częściej mówię do siebie:

…zastanów się, co wrzucasz!

Facetroll

Niby oczywistym jest, że nie powinno się umieszczać zdjęć, których dziecko mogłoby się w przyszłości wstydzić. Z tym, że czasem trudno jest przewidzieć, co dla naszej latorośli może być powodem do troski! Nam jakaś sytuacja wyda się zabawna, słodka, ale nasze dziecko może do tego podejść inaczej, zwłaszcza, gdy dana fotografia czy film trafi w ręce szkolnych dręczycieli. A w internetach nic nie umiera.

Tu ciekawostka: francuscy prawnicy są zdania, że w przyszłości dzieci będą pozywać rodziców za naruszenie ich prywatności. Francuskie prawo, na przykład, pozwoli milusińskim wsadzić starych za kratki na rok, albo wyciągnąć od nich 45 tysięcy euro.

…to może być niebezpieczne…

Ze zdjęciami dzieci jest przecież trochę jak z relacjonowaniem na bieżąco wakacji na Hawajach na Facebooku („złodziej lubi to”). Niby wpisy widzą tylko znajomi (a także Facebook, NSA i nasze służby), ale wystarczy, że ktoś może udostępnić treść dalej… Nie chcę tu wdawać się w polemikę na temat „czy mamy, które robią z córeczek miss prowokują pedofila”. Jeżeli masz w otoczeniu psychola to zagrożenie istnieje niezależnie od Twoich wpisów, ale wrzucanie na ścianę informacji o przedszkolu, zainteresowaniach czy całym planie dnia naszego dziecka nie wydaje mi się zbyt mądre. Tym bardziej, że jeżeli ktoś spamuje zdjęcia, nawet osoby nie znające szczegółów – miejsca zamieszkania itp. – mogą się dużo na jego temat dowiedzieć.

Polska kampania z 2012 - 2013: pomyśl zanim wrzucisz! (Fundacja Dajmy Dzieciom Siłę - dawn. Fundacja Dzieci Niczyje)

Polska kampania z 2012
(Fundacja Dajmy Dzieciom Siłę – dawn. Fundacja Dzieci Niczyje).

Inna rzecz, że nie wiemy, co niesie ze sobą przyszłość. Już dziś pracodawcy sprawdzają, co wysmarowaliśmy na fejsie. Mogą posłać Twoje CV do niszczarki tylko dlatego, że nie spodobają im się foty z mocnej balangi, albo Twoje selfie z poprzedniej pracy – na tle Twojego czołgu w Donbasie. Kto wie, może za parę lat jakaś korpo – SI będzie skanowała głębokie internety w poszukiwaniu wpisów z dzieciństwa, i Twoje dziecko nie dostanie pracy, bo raczkowało o miesiąc później, niż rówieśnicy.

To także zagrożenie dla tożsamości…

Różne przypadki się zdarzają. Pewna kobieta z Nowej Zelandii z przerażeniem odkryła, że jakaś obca baba na swoim profilu FB pokazuje skopiowane zdjęcia jej dzieci i pisze bezczelnie, że to jej własne maleństwa. Przyznaję, trzeba mieć pecha, żeby trafić na takiego świra, ale to nie jest odosobniony przypadek – dorosła już kobieta dowiedziała się, że ktoś (facet!) pozakładał jej profile na portalach randkowych i regularnie kradnie zdjęcia z Facebooka, by się umawiać z facetami.

Policja z Hagen ostrzega

Niemiecka policja ostrzega rodziców: dzieci mają prawo do prywatności!

Konta bankowego nikt naszemu dziecku dziś nie założy, ale może używać biblioteki zdjęć, by potem stworzyć wiarygodnego, dorosłego słupa. Z kolei niemiecka policja w komentarzu do kampanii społecznej, promującej rozwagę przy publikowaniu zdjęć dzieci, podawała przykłady pedofilów, którzy wykorzystując niewinne rodzinne fotki, bawili się w fotomontaże, by później odsprzedać koszmarki innym zbokom…

… bo w zasadzie czyje są te zdjęcia?

Z tego, co wiem, prawa własności do zdjęć umieszczanych na ważniejszych portalach społecznościowych nie są przenoszone na serwisy. To fajnie. Ale dalej tak dobrze już nie jest: zgodnie z umowami licencyjnymi, taki Facebook czy inny Instagram otrzymuje automatycznie prawo do korzystania z zamieszczanych na nim materiałów. Na przykład, Instagram otrzymuje nie tylko licencję na cały świat, bez tantiem, ale też może ją przenosić na inne podmioty. Zapisy umów mają zapewne chronić firmy przed uciążliwymi procesami (zwłaszcza w USA), ale w praktyce można sobie wyobrazić taką sytuację, że jakaś firma-dajmy na to, w Ameryce Południowej- będzie całkiem legalnie reklamować swoje chrupki słodką buzią Twojego dziecka, ze zdjęcia umieszczonego przez Ciebie w mediach społecznościowych. A inne zdjęcie (zapewne mniej przychylne) pojawi się w reklamie kliniki aborcyjnej w Wietnamie.

Mama Trollątka nie wiedziała, gdzie trafiły zdjęcia jej pociechy...

Czy ostrożność ma sens?

Czy ostrożność na Facebooku i podobnych ma sens? W czasach gdy na każdym kroku roi się od kamer, począwszy od tych miejskich, „dla naszego bezpieczeństwa”, po te w naszych telefonach? Parę dni temu, podczas eventu dla dzieci w jednym z centrów handlowych jakiś tata – Chińczyk – kręcił film z udziałem swojego synka, po czym nagle zaczął nagrywać Młodą Damę – przez chwilkę, ale wyraźnie nagrywał właśnie ją. Wzbudziło to mój niepokój, choć wiem, że oni tak mają (modne jest wysyłanie do kraju zdjęć i nagrań, na których muszą być koniecznie w towarzystwie obcokrajowca, wěi guó rén, bo to udowadnia, że są na wyjeździe, a nie chowają się przed znajomymi w chałupie w górach). Pan zauważył moje spojrzenie i pokazał synkowi -ale tak, bym widziała- ten filmik. Nic groźnego, tym razem. Czy na pewno?

Garść rad:

  • Szanuj prywatność swojego dziecka. Jeżeli już musisz publikować jego zdjęcie, zastanów się, czy dziecko nie będzie nim w przyszłości zażenowane.
  • Jeżeli dziecko jest już nieco większe – zapytaj je o zgodę. Przy okazji pamiętaj, że ono uczy się, czym jest prywatność – obserwując rówieśników i Ciebie.
  • Nie podawaj zbyt wielu szczegółów z życia codziennego swojego dziecka.
  • Zablokuj możliwość udostępniania zdjęć dla osób trzecich.
  • Nie publikuj wizerunku dzieci innych osób bez ich zgody! Nawet, jeżeli nie zgadzasz się z tym wpisem, inny rodzic może mieć inny pogląd na sytuację.

4 komentarze

  1. co do artykułu fajnie jest to wszystko opisane i bardzo przejrzyście za to duże ++++ dzięki za ciekawostkę od francuskich prawników, swoją droga ciekawe jak to będzie naprawdę i czy u nas tez. Za podsumowanie ba dole także duże ++++

  2. Treściwa rzecz. W końcu wielu z nas „nie ma nic do ukrycia”, ale pedtrolle, trolle, a nawet zwykli, zawistni i małostkowi ludzie, mogę wykorzystać nasze treści w internetach do niecnych czynów. I zazwyczaj z premedytacją i zaciekłością godną lepszej sprawy to robią. W świecie idealnym – nie ma się czym martwić i Ranafe przesadza. W naszym świecie – wspaniała przestroga dla młodych i przyszłych rodziców.

    • I dla znajomych przyszłych rodziców, bo teraz praktycznie każdy z nas ma w otoczeniu jakieś dziecko – swoje, spowinowacone czy zaprzyjaźnione.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *