Amigurumi to ogólna nazwa określająca robione szydełkiem albo na drutach małe zwierzątka, rośliny, postacie z bajek i kreskówek oraz innych, czasami zaskakujących, tekstów kultury (ja szukam włóczki odpowiedniej dla małego zerga z uniwersum Starcraft, wyobraźcie sobie takiego pluszaka :-)).
Nazwa powstała przez połączenie dwóch słów: ami, co po japońsku oznacza coś wydzierganego,oraz nuigurumi– co oznacza zabawkę. Najczęściej spotykany zapis wygląda tak: あみぐるみ. Początek boomu na amigurumi datuje się na rok 2000 (w Europie i Ameryce, gdyż w Japonii trend ten pojawił się kilka dekad wcześniej).
Wyznacznikiem amigurumi, czyli tym, co odróżnia je od innych ręcznie robionych zabawek, poza techniką wykonania, jest współczynnik słodyczy, ich urok. Tak, wiem, brzmi niepoważnie, ale cuteness naprawdę jest zauważalne. Nie trzeba być znawcą kultury japońskiej, by rozpoznać w amigurumi ducha Kraju Kwitnącej Wiśni.
Krótko po tym, jak zainteresowałam się szydełkowaniem, postanowiłam zrobić własne amigurumi. Na pierwszy ogień poszedł wzór ze Szkoły Szydełkowania (Tydzień z amigurumi). Rychło okazało się, że łatwość wykonania (same półsłupki, co to dla mnie) jest pozorna. Przy amigurumi trzeba być bardzo dokładnym, liczyć oczka i okrążenia oraz na każdym kroku zwracać uwagę na symetrię. Ja podeszłam do wykonania z właściwą sobie lekkością i brakiem poszanowania dla arytmetyki – zawsze i we wszystkim ufam swojemu wyczuciu. To był pierwszy błąd. Drugi błąd związany był z napełnianiem misia silikonowym stuffem. Perfidny Obibok zwróciła uwagę, by wkładać silikon delikatnymi ruchami, ponieważ ma on tendencję do zbijania się w grudy. Tak więc włożyłam wypełnienie najdelikatniej, jak tylko umiałam, po czym zszyłam miśka, doszyłam ręce, nogi, uszy i pyszczek, doczepiłam oczy. Dziecko pobawiło się misiem, silikon się poprzesuwał i, ku mojemu zaskoczeniu, amigurumi nabawiło się długiej, wątłej szyi. No, przyznajcie sami, wygląda, jakby ktoś pożałował mu witamin:
Oczywiście, mogłam go poprawić, zajęłoby mi to nieco ponad godzinę, ale… właścicielce się podoba. Okazało się, że ta nieproporcjonalnie długa szyja idealnie mieści się w małej rączce.
O wiele lepiej wyszła żyrafa. Kolory zostały dobrane na zamówienie, więc nie dziwcie im się. Dobierała je osobiście Młoda Dama, która wprost uwielbia tę żyrafkę i często z nią zasypia. Wzór to: Gendry the Crochet Giraffe z lookatwhatimade.
I na koniec drobiazg – breloczek-sowa. Jeden dałam przyjaciółce, drugi zrobiłam dla Młodej. Źródło to Ravelry: Owl Key Chain. Mam zamiar zrobić jeszcze kilka i wcisnąć w ramach upominku kilku niczego się nie spodziewającym osobom, hue, hue, hue.
Misiek jest super, nie dziwię sie, że Młoda Dama go lubi 😉
Jednorożca umiałabyś zrobić? 😉 o, albo smoka? 😀
Jak tylko znajdę wzór, to zrobię. Mam gdzieś rozpisanego smoka z „Jak wytresować smoka”, dokładniej – czarną furię. Just say a word 🙂
Przecież wiesz, jak reaguję na smoki. Zwłaszcza pluszowe. Wciąż mam tego z Moskwy 😉
Wpisuję na to-do-list 🙂
Juhuu! 😉
Zerga też miej w pamięci 😉
Pluszowy Zerg?! Love it!
Jak tylko znajdę pasującą włóczkę – to musi być TEN zergowy odcień różu 🙂
😀
Swoją drogą, Kasia (http://czarrymarry.blogspot.com/) kiedyś przywiozła mi szydełkowego Jacka Sparrowa z jakiegoś jarmarku mangi&anime w Brukseli. Był bardzo… kawaii, to najlepsze określenie 😉 Zatem jestem bardzo za szydełkowymi wcieleniami znanych postaci.
Niestety, zgubiłam Jacka Sparrowa, bo miał słabe mocowanie i odpadł mi od torebki. Do dziś mi smutno na to wspomnienie…