czyli moja relacja z wernisażu Sekcji ShowOFF w ramach Miesiąca Fotografii w Krakowie
W krakowskim Starym Mieście, przy ulicy Długiej, znajduje się Skład Długa – wielki, postindustrialny budynek, który obecnie służy jako klimatyczne miejsce dla różnego rodzaju wystaw i innych wydarzeń kulturalnych. W sobotę o 20.00 na drugim piętrze miał miejsce wernisaż Sekcji ShowOFF.
Na piętro wjechaliśmy windą towarową. Obszerne wnętrze było surowe, tylko beton i białe ściany, więc nic nie odwracało uwagi od ekspozycji. Na ShowOFF wystawiało się łącznie dziewięciu fotografów: Weronika Gęsicka, Katarzyna Hoffmann, Filippo Menichetti i Martin Erichiello, Krzysztof Racoń, Constantin Schlachter, Michał Siarek Kacper Szalecki oraz Justyna Wierzchowiecka. Od razu zaznaczę, że nie mam wykształcenia plastycznego, więc moja relacja oparta jest li tylko na uczuciach, jakie wywołały poszczególne prace. Nie będę też opisywać wszystkich wystawców, a skupię się na fotografiach Weroniki Gęsickiej.
Wystawa Weroniki nosiła tytuł „Ślady”. Artystka wykorzystała stare zdjęcia archiwalne z banku zdjęć i łączyła je w nietypowe zestawienia, niektóre przyprawiające o dreszcze, inne przeciwnie – wywołujące śmiech, większość – zaskakująca pomysłowością. Część zdjęć wisiała na dwóch sąsiadujących ścianach, ale niektóre zostały podwieszone do sufitu, tworząc trzecią ścianę, co niejako zamykało wystawę Weroniki w oddzielnym pomieszczeniu.
Założeniem wystawy była reinterpretacja pojęcia fotografii jako świadectwa. Tytułowe ślady z czasem zatarły się, nabrały zupełnie nowego znaczenia. Dziś nie jesteśmy w stanie stwierdzić, czy owe fotografie sprzed prawie wieku był pozowane, czy spontaniczne. Bez tytułu, autora czy historii modelów, bez szerszego kontekstu, możemy się tylko domyślać treści, jakie miały zawierać. Teza, że za pomocą fotografii da się zatrzymać czyjąś obecność, nie jest już taka oczywista.
Weronika bawi się konwencją, wydobywa z fotografii drugie, a czasem i trzecie dno. Obserwujemy intrygującą grę z pamięcią, która posługuje się przecież obrazem jako jednym z elementów mnemotechniki. Wyszłam z wernisażu z przeczuciem, że w pałacu pamięci zapanował zamęt, a niektóre sale są zawarte na zawsze…
A skąd taka nazwa w tytule artykułu? Otóż, motto całego Miesiąca Fotografii brzmi: „Kryzys? Jaki kryzys?!”. Odnosi się ono przede wszystkim do zalewu wszelkiego rodzaju obrazami, do powszechnej nadprodukcji. Jest to widoczne zwłaszcza w przestrzeni wirtualnej, w której zapanował horror vacui – powszechna niechęć wobec ściany tekstu, co skutkuje masą grafik, zdjęć, memów. W czasach, gdy umiejętność robienia zdjęć została sprowadzona do jednego kliknięcia w telefonie, fotografia artystyczna szuka sposobu na zaistnienie w świadomości ludzi jako coś wartego uwagi i wyjątkowego. Musi wyjść poza proste pojęcie „ładności”, czy „poprawności”. Kroczy nieco inną drogą niż fotografia reporterska, dokumentująca aktualne zagadnienia społeczne i też wykraczająca poza ramy „ładności”. W moim odczuciu efekt jest taki, że dziś fotografia artystyczna zbliżyła się do malarstwa bardziej, niż kiedykolwiek.
Czy nadszedł kryzys wszelkich sztuk wizualnych? Wystawa stara się udowodnić, że do kryzysu jeszcze daleko. A Wy przekonajcie się sami:
Prace z sobotniego wernisażu możecie obejrzeć na stronie Weroniki:
http://weronikagesicka.com/gallery/
Więcej informacji na temat Miesiąca Fotografii: www.photomonth.com.