Dwadzieścia lat temu pewna gra komputerowa wciągnęła mnie bardziej, niż inne. Urzekła mnie swoim niepowtarzalnym klimatem, rozbudowanymi kwestiami dialogowymi i niezwykłymi postaciami, oraz Opowieścią (tak, przez duże O), która przenikała do kości i na długo odcisnęła na mnie swoje piętno. Mam tu na myśli Planescape: Torment, który jest według mnie najlepszym erpegiem w historii gier komputerowych.
Wczorajszy dzień był dla mnie specjalny. Czułam się znowu jak dziecko, czekające na pierwszą gwiazdkę i na magiczne pojawienie się prezentów pod choinką. Wreszcie koło godziny 18.00 u drzwi stanął Święty Miko… znaczy się, kurier z paczką, a w niej – [werble] edycja kolekcjonerska gry Torment: Tides of Numenera, duchowego następcy Planescape’a! [bams!]. Zatarłam rączki, i… włączyłam kamerę, by podzielić się z Wami tą magiczną chwilą:
W międzyczasie, zapraszam do lektury moich wcześniejszych recenzji: Pillars of Eternity oraz Tyranny. Te dwie gry również nawiązują do starych, dobrych erpegów w rzucie izometrycznym…
Teraz żałuję, że nie zakupiłem sobie edycji kolekcjonerskiej, tylko sam klucz 😛 Wspaniały artbook, figurka, przewodnik, mapa… zazdroszczę 🙂 Mimo tego, że wczoraj zacząłem przygodę z Numenerą i mam już mniej więcej swoje zdanie o grze, to czekam z niecierpliwością na recenzję 🙂