Zapraszam na relację ze spotkania ze Stevem Berrym.
W piątkowe popołudnie, w warszawskiej księgarni Korekty, odbyły się warsztaty pisarskie ze Stevem Berrym. Ja dostałam na nie wejściówkę dzięki uprzejmości Niestatystycznego, który na swoim profilu na FB umieścił krótki konkurs. Należało odpowiedzieć na krótkie pytanie: drogą jakiego pisarza chcielibyśmy podążyć? Okazało się, że moje marzenie o pójściu ścieżką mistrza Terry’ego Pratchetta bardzo się jury spodobało. Ledwo zatem wróciłam z Comic Conu, wyruszyłam do centrum na spotkanie.
Nigdy wcześniej nie byłam w księgarni Korekty. Jest to urocze miejsce, w którym miejsce znalazła zarówno przytulna kawiarnia jak i masa książek. Spotkanie z pisarzem odbywało się w oddzielnej salce. Steve’owi towarzyszyła jego żona, Elisabeth, oraz tłumacz.
Na początku Steve poprosił nas, byśmy opowiedzieli coś o sobie, oraz co nas tutaj sprowadza. Był to ciekawy zabieg, poczułam się jak na prawdziwych warsztatach, a nie na spotkaniu autorskim. Myślę, że dzięki temu mieliśmy większą śmiałość zadawać pytania. Ja postanowiłam się nie wychylać i tylko skromnie przyznałam, że książki to moja pasja. Zaraz potem nastąpiła główna część spotkania, która była tłumaczona na bieżąco na polski – i od razu przyznam Wam, że tłumacz był rewelacyjny. Dawno nie słuchałam tak profesjonalnego przekładu konsekutywnego. Po spotkaniu udało mi się zamienić z nim słówko i okazało się, że jego specjalnością są raczej tłumaczenia kabinowe i że był strasznie zmęczony. Powiem tak – skoro tłumaczył na połowie zasobów, to ciekawa jestem, jak wygląda jego praca, gdy jest w pełni sił.
Steve Berry utwierdził mnie w przekonaniu, że Amerykanie potrafią wykładać i zachęcać. Na szczęście brakowało hurraoptymizmu w stylu „też możesz zostać popularnym pisarzem, wystarczy tylko chcieć”. Zamiast tego dowiedzieliśmy się (ci, co nie wiedzieli, bo na sali nie brakowało osób znających biografię pisarza na wylot), że jego manuskrypty zostały odrzucone łącznie 85 razy. Że pierwsza jego książka wcale mu się nie podobała. Oraz że wewnętrzny głos, który każe pisać, powinien być wysłuchany, ale nie wolno popadać w obsesję.
W tym ostatnim zdaniu kryje się sedno pracy Berry’ego. Jego techniki pisarskie oparte są o niesamowitą wręcz systematyczność. Steve Berry narzucił sobie żelazną dyscyplinę, ale nie pisze do upadłego. Codziennie pisze tysiąc słów. Pracuje nad książką od 6.30 do 11.00, przez pięć dni w tygodniu. Poza weekendami. Tworzy plan każdego rozdziału. Zawsze zaczyna od zakończenia. Jego bohaterowie muszą mieć profil, historię. Jego pisarstwo jako proces nie przypomina w ogóle przelewana na papier tysięcy słów na godzinę z obłędem w oczach w nocy o północy. Ma on swoje zasady, których twardo się trzyma.
Zdradził nam też, jakie ogólnie jest spektrum działań, które powinna podjąć osoba chcąca udoskonalać swój warsztat. Myślę, że porady te były na tyle uniwersalne, że można je odnieść nie tylko do pisarzy beletrystyki, ale też dziennikarzy, blogerów oraz innych osób pracujących ze słowem pisanym. tutaj przytoczę kilka z nich:
Every writer is a reader – czytaj wszystko, co dasz radę, w gatunku, w którym piszesz.
Berry zachęcał do chodzenia na spotkania pisarskie, zawsze jednak z myślą: siedzieć cicho i słuchać. Steve zapewnił nas, że 75 % z tego, co tam usłyszymy, to bzdury, ale za to 25 % to czyste złoto, porady, które zapamiętamy do końca życia (w pozytywnym tego słowa znaczeniu ;-).
Świetnym pomysłem było też tworzenie konspektów innych książek – zarówno tych, które bardzo lubimy, jak i znienawidzonych. Dzięki temu wyraźnie widać, co jest ich mocną stroną, a co słabą. Ta technika pozwala poznać strukturę książki, dzięki czemu możemy wykroczyć poza schemat – w połowie nudna, ale zakończenie ok.
Podejście Berry’ego do fabuły było, że się tak wyrażę, bezlitosne. Jeśli jakiś wątek nie wnosi nic do fabuły, należy się go pozbyć (co nasuwa mi na myśl Martina i jego rozrośniętą do granic przyzwoitości sagę). Dialog ma napędzać akcję, a nie być zwykłą wymianą uprzejmości. Zaś główny bohater powinien mieć jasno określoną motywację.
Ciekawym punktem spotkania było też 10 zasad pisarstwa – ale nie będę Wam ich tutaj zdradzać, gdyż część wynika z tego, co napisałam do tej pory, a reszty dowiecie się przy kolejnej wizycie Berry’ego w Polsce ;-).
Na koniec mam dla Was ostatnią radę:
You have to tell a good story.
Dobra opowieść jest w stanie przełamać słaby warsztat, ale dobre pisanie nie uratuje słabej fabuły.
Zatem… życzę sobie i Wam samych dobrych historii!
Wow, żałuje że nie byłem na tym spotkaniu. Mógłby się sporo dowiedzieć. Zastanawia mnie tytuł: „Po pierwsze: nie oszukuj czytelnika”. Raczej oczywista interpretacja jest taka by nie pisać na temat o którym się nie ma pojęcia lub by pisać tylko rzeczy których jesteśmy pewni na 100%. Nie wiem czy ma to głębszy (ukryty) sens.
Chodzi o to, by pisać o tym, co kochamy, co ma dla nas wartość. Nie przekonamy czytelnika do bullshitu, bo w książce to wyjdzie, czytelnik wyczuje fałsz. Berry sugerował wręcz, byśmy niekoniecznie pisali o tym, na czym się znamy. Ważniejsze jest nasze zaangażowanie w tematykę. Szczerością intencji szybciej przekonamy do siebie czytelnika.